Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciasnota w mieście wolności

Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński, szef działu publicystyka
Jarosław Zalesiński, szef działu publicystyka
Gdańskowi nie jest potrzebna Kultura Wolności. Gdańskowi potrzebna jest kultura ciekawa

Niby klops, klapa i porażka: Gdańsk przegrał batalię o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Ale władze miasta deklarują, że niczego to nie zmienia. Kultura pozostanie jedną z dźwigni rozwoju miasta. To dobrze. Ale czy byłoby dobrze, gdyby tą dźwignią pozostał program przygotowań do bycia Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku? Jestem przekonany, że nie tędy droga.

Program stworzony został po to, by przekonać do gdańskiej kandydatury komisję selekcyjną, która decydowała o przyznaniu tytułu ESK jednemu z polskich miast, ścigających się w konkursie. Od tej strony patrząc, jest bez zarzutu - w końcu Gdańsk należał do finałowej piątki w tej rywalizacji, z czegoś się to wzięło. To spójna wizja, w której hasło "wolność kultury, kultura wolności" rozpisane jest na masę pomysłów, każdy z odciśniętym stempelkiem wolności i solidarności. Spójność miała się podobać komisji selekcyjnej i nawet przez autorów programu była wymieniana jako jego największy dodatni plus. Ale co innego przekonywać komisję, a co innego budować życie kulturalne miasta. Co w pierwszym przypadku mogło pomagać, w drugim wcale nie musi wyjść nam na zdrowie. Sam powtarzałem te mantrę, że w walce o tytuł ESK marka wolności jest najlepszym gdańskim brandem. Ale tę walkę już przegraliśmy, pora zejść z marketingowych obłoków i żyć normalnie, a nie według ideologicznego projektu.

Gdańskiej kulturze potrzebne jest dzisiaj coś dokładnie przeciwnego - rozsznurowanie gorsetu, w jaki wcisnęła miasto jego najnowsza historia. Oczywiście bez wylewania dziecka z kąpielą. Są instytucje, które z definicji służą pielęgnowaniu tej pięknej gdańskiej tradycji i na nie należy dmuchać i chuchać. Europejskie Centrum Solidarności na przykład czy działający na terenach postoczniowych Instytut Sztuki Wyspa. Ale nie zniewalajmy się w Gdańsku wolnością. Nie jest nam potrzebny tego rodzaju totalny projekt społeczny, jakim jest program skrojony pod tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

"Kultura jest dla nas narzędziem do budowania solidarności na co dzień w wymiarze lokalnym" - głoszą autorzy tego programu. Chodzi zatem o to, "jak wprowadzić w obieg życia codziennego idei kultury wolności", "jak budować solidarność obywatelską", ponieważ "chcemy wspólnie działać na rzecz Kultury Wolności" (oczywiście wielkimi literami). Nie o wydarzenia kulturalne więc w tym wszystkim chodzi, tylko o to, żebyśmy w naszym codziennym życiu stawali się coraz bardziej wolni i solidarni. Ba, ale jak to osiągnąć? Powołując - to tylko jeden z bardzo wielu pomysłów programu - Metropolitalny Uniwersytet Sąsiedzki, dzięki któremu będziemy się uczyli solidarności w sąsiedzkim wydaniu. Cóż, pragnę oświadczyć, że ze swoimi sąsiadami nie będę się porozumiewał w ramach polityki kulturalnej miasta. Z sąsiadem K. już teraz żyjemy zgodnie, a z sąsiadem N., wiem to dobrze, nie dogadałbym się nawet wtedy, gdyby Gdańsk został Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku. Ale to są moje prywatne zmartwienia, a nie strategów miejskiej kultury.

Z programu Europejskiej Stolicy Kultury trzeba teraz wyłuskać ziarenka wartościowych przedsięwzięć kulturalnych, a całą resztę, cały ten wielki strąk, odrzucić. Należy zrezygnować z tego wszystkiego, co jest formą takiej czy innej inżynierii społecznej. Bo inaczej będziemy wdrażani do tego, żeby - to jeszcze jeden przykład z programu - na trójmiejskiej plaży, na której rozstawione będą jakieś reklamowe stanowiska wszystkich miast metropolii, wspólnie, metropolitalnie i solidarnie, wyśpiewywali hymn plażowicza. Co miało kosztować milion złotych. Nie topmy pieniędzy w tego rodzaju ekstrawagancjach.

Gdańskowi nie jest potrzebna Kultura Wolności. Gdańskowi potrzebna jest kultura ciekawa. Inspirująca, na wysokim poziomie, przyciągająca ludzi nie tylko stąd, ale i z Polski albo i z zagranicy. Udana kultura ludyczna też by się nam zresztą przydała, choćby przy okazji Jarmarku św. Dominika, ale to osobny temat. Ciekawa kultura nie potrzebowałaby specjalnych programów aktywizacji mieszkańców, jakimi wypełniony jest dokument ESK. Trochę bywam na przeróżnych imprezach i festiwalach i zawsze stwierdzam to samo: jeśli ktoś zaproponuje coś wartościowego, ludzie tłoczą się w drzwiach. To tylko sztucznie wymyślone projekty potrzebują aktywizacyjnych podpórek.

Gdańskowi potrzebna jest kultura ciekawa. A ciekawa kultura tworzona jest przez ciekawych ludzi. To im trzeba by po pierwsze stworzyć w Gdańsku warunki, a nie wizjonerom i animatorom. Trzeba takich twórczych ludzi albo przyciągać, albo zatrzymywać, żeby nie szukali dla siebie miejsc gdzie indziej. Wystarczyło ściągnąć do Opery Bałtyckiej wybitnego reżysera na dyrektora i dać mu do ręki więcej kasy, żebyśmy po paru sezonach mogli się chwalić gdańskim teatrem operowym. Wystarczyło związać z Gdynią (wyjdźmy raz poza gdańskie opłotki) organizatora Open'era, żebyśmy mieli festiwal na całą Europę. To tędy wiedzie droga.

Rozpoczynamy cykl, do którego chcemy zaprosić młodych twórczych ludzi, mieszkających w Trójmieście. Niech oni sami powiedzą, jak się tutaj tak naprawdę czują, na ile są wolni, a na ile ograniczeni. Może jest im ciasno w mieście wolności? A może "uda się nie narzekać". Zachęcamy do wypowiadania się i do lektury.

Czytaj także:
- http://sopot.naszemiasto.pl/serwisy/8587/981929,jak-wam-sie-zyje-w-trojmiescie,id,t.html
- Gdańsk w sosie słodko-kwaśnym
- Robiłam i będę robić swoje

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto